poniedziałek, 20 października 2014
Rozdział IV
*Trzy tygodnie później
*Narracja trzecioosobowa
Nadszedł jeden z tych dni, w których Amelii doskwierała niesamowita samotność. Na dodatek ani razu nie spotkała chłopaka poznanego na przestanku. Był on powodem dla którego polubiła komunikacje miejską. Jak jeszcze niedawno modliła się o prawo jazdy, tak teraz potrafi stać pół godziny przed przyjazdem autobusu by tylko spojrzeć w oczy, usłyszeć głos i dostrzec cwany uśmiech na twarzy Chrisa. Była godzina 12 w południe. Wstała z łóżka i ruszyła do łazienki by doprowadzić się do porządku odprawiając rytuał, który przechodzi codziennie rano każda dziewczyna: Umyć się, pomalować, uczesać, ubrać i dopiero wyjść do ludzi by nie straszyć. Po gorącym prysznicu i ogólnej porannej toalecie spięła włosy w luźnego koka, nałożyła troszeczkę pudru, jasnego, nie widocznego nawet z bardzo bliskiej odległości. Narysowała kreski, pomalowała rzęsy, usta (błyszczykiem który tylko podkreślał ich kolor) i wzięła się za włosy. Wyprostowała je, by mieć miej problemów wieczorem. W samotne dni wybierała się do klubu, parę przecznic dalej, Lubiła czasem wypić (nie w samotności) i potańczyć. Wzięła z pralki wcześniej przygotowane ciuchy, czyli długą szarą sukienkę, która w sumie była bluzką, pod spód obcisłe spodenki i szare zakolanówki. Zbiegła na dół, chwyciła suchą bułkę na przegryzkę, torebkę i ruszyła w stronę parku. Wyciągnęła z torebki zaczętą już paczkę papierosów i odpaliła jednego linka. Nigdzie jej się nie spieszyło. Ze szpitala będzie wychodzić dokładnie o 17, by móc przesiedzieć na przestanku swoje pół godziny oczekiwania, które i tak szły na marne.
Szpital mieści się na jednej z głównych ulic. W okolicy jest pełno rozrywek, a wśród nich, dosłownie pośrodku miejsce, w którym codziennie ktoś umiera. Zawsze nurtowało ją to, jak ludzie mogą żyć i bawić się w takich okolicznościach z tą świadomością, że niedaleko są ludzie, którzy nawet nie mogą wstać z łóżka. Jak na przykład jej babcia. Po zawale wpadła w śpiączkę, leży już tak od dwóch lat, mimo że ma dopiero 66 lat. Była bardzo energiczną i żywą osobą, nie tak jak większość ludzi w podobnym wieku. Dziewczynie brakowało jej strasznie. Od niej dostała swojego kochanego haskiego, odkąd trafiła do szpitala Amelia zaczęła pić i palić. Gdyby nie to, że odwiedza ją codziennie po parę godzin, czyta jej książki i stara się do niej mówić, dziewczyna popadłaby w depresje. Była bardzo blisko z babcią, jej dom był tak naprawdę u niej, w swoim nie czuje się najlepiej. Wysiadła z autobusu ze słuchawkami w uszach i ruszyła w stronę centrum handlowego. Spoglądając co chwilę za siebie na przestanek nie zauważyła, że wpadła na jakąś dziewczynę, przez co obie wylądowały na chodniku.
- Nic Ci nie jest? - Zapytała Amelia drobnej blondynki.
- Oprócz tego, że prawie mnie staranowałaś czuje się świetnie. - Odparła jej dziewczyna.
- Przepraszam, zamyśliłam się. - Powiedziała Ami po czym ruszyła dalej.nie zwracając uwagi na, prawdo podobnie, poobijaną dziewczynę. Nie miała nawet ochoty palnąć którąś ze swoich ciętych ripost. Wszystkie najlepsze zachowała dla Chrisa, którego jak nie było, tak nie ma. Zanim dotarła do szpitala skoczyła do kawiarni po coś pobudzającego do picia, a następnie do księgarni po kolejną książkę dla babci. Dziś wybór padł na "Bezsenność" Stephena Kinga. Pomyślała, że głównemu bohaterowi jej babcia z chęcią oddałaby trochę snu. Po codziennej wizycie punkt 17 dziewczyna czekała już na przestanku, paląc fajkę za fajką, krztusząc się dymem nikotynowym coraz bardziej, wraz ze wzrostem nerwów i rezygnacji. I nic, ani śladu obecności chłopaka. Na granicy rozpaczy dotarła do domu.
Po wybiciu godziny 21 i ówczesnym ogarnięciu się Amelia wyszła z domu w kierunku jednego z najlepszych klubów a LA. Czekała ją długa i z pewnością zapomniana noc. Przy bramce stał dobrze jej już znany ochroniarz, Jerry, który machnął do niej ręka i wpuścił bez czekania do środka. W głośnikach grało właśnie Arctic Monkeys - Arabella, szła w rytm muzyki i pomigujących świateł w stronę baru przepychając się przez tłum ludzi. To był jej wieczór. Usiadła na stołku barowym i zamówiła kolejkę. Jeden kieliszek za drugim. Po dwunastym ruszyła na parkiet by móc zmieścić więcej. Poruszała się w rytm muzyki, swoim tempem i stylem. Nikt nie zwracał na nią szczególnej uwagi: "Zwykła najebana laska". Tańczyła sama we własnym świecie. Stan jej upojenia alkoholowego dawał się we znaki, ale nie chciała by ktoś to zauważył. Po dziesięciu minutach odpływania na parkiecie powróciła na swoje stałe miejsce zamawiając kolejne kieliszki. Obraz zamazywał jej się przed oczami, wszystko wirowało i wydawało się jaśniejsze, nabierało kolorów tworząc nowe. Świat wokół niej stawał się piękniejszy, zero myśli, tylko ona, procenty i parkiet z małym dodatkiem nikotyny co jakiś czas. Wszystko zwolniło, stygło, czas stanął w miejscu. Ocierając się o nieznanych ludzi w przypadkowych miejscach i sytuacjach. Obijająca się o ściany w łazience, niepotrafiąca utrzymać równowagi podczas palenia papierosa, a jednak na parkiecie kręciła się jak jak dziewczyny z teledysków. Siedząc przy barze także nie traciła równowagi. W jej gardło leciał kieliszek za kieliszkiem. Jej organizm odmawiał posłuszeństwa. Zapominając co robiła przed chwilą, chwiejąc się i potykając śmiała się z własnej głupoty. Aż w końcu nadeszła godzina 4:00. Balowała już ponad 6 godzin popijając co chwilę wódkę. Jej żołądek nie wytrzymał. Pobiegła szybko do łazienki by zwymiotować jednak nie dawała rady. Kręciło jej się w głowie, wiedziała, że rano nie będzie pamiętać, wiedziała, że w ciągu najbliższych godzin nie trafi do domu bo nie pamięta gdzie mieszka. Gdyby wzięła ze sobą coś cenniejszego niż tylko pieniądze już dawno zgubiłaby, albo ktoś by jej ukradł. W tej kwestii bawiła się ostrożnie. Podczas gdy wszyscy imprezowicze powoli wychodzili lub trzeźwieli, ona utknęła w toalecie. Usiadła na zimnych kafelkach nie mając siły podnieść się na nogi. Powoli odpływała, przed oczami miała zamglony obraz. "Może umrę? Przynajmniej miło spędziłam ostatnie chwile życia" - Rozmyślała, próbując przypomnieć sobie co się działo przez cały wieczór. Nie wymiotowała, plus, nie całowała się z nikim, to podchodzi pod dwa plusy. Czy coś jeszcze ominęła jej pamięć tego wieczoru?
Około godziny 5 spała w damskiej toalecie. Obudziły ją zimne dłonie na jej ramionach. Dziwny głos którego nie rozumiała. Dalej była pijana. Dłonie zaczęły wędrować po jej całym ciele, od policzków, przez tułów aż po stopy. "Ktoś sprawdzał czy żyje, albo czy jestem świadoma"- Zaczęła trzeźwo myśleć, mimo że w jej żyłach pulsowały promile. Nie byłaby wstanie wymówić tego na głos, ani otworzyć oczu. Dotyk sprawdzający jej świadomość robił się co raz bardziej agresywny, można by było powiedzieć, że namiętny, gdyby tej osobie zależało na dziewczynie. Szarpanie za piersi, powolne podciąganie sukienki, czuła wszystko, każde dotknięcie. Spróbowała otworzyć oczy. Mężczyzna. Czuła po wielkości dłoni. Niestety alkohol nie pozwalał jej na zbyt wiele. Zaśmiał się. Mogła poznać, że był młody, góra 25 lat. "To świetnie, jeszcze gwałtu mi brakowało". Chciała krzyczeć, chciała się wyrwać z objęć i uciec. Nie miała siły. Mężczyzna złapał jedną ręką jej pośladek, drugą za plecy i zaczął całować jej dekolt, szyję i policzki. Ugniatał pośladki i piersi. "To nie może tak być, nie tu, nie teraz..." Chciała piszczeć z bólu. Bolał ją silny męski dotyk jak i to, że zaraz jej kobieca godność zostanie naruszona. Mężczyzna jak na gwałciciela był delikatny, nie chciał zostawić śladów. Na pewno nie był pijany, ani naćpany. Chciał ją mieć dla siebie. Może zabierze ją później do swojego domu by była tylko jego? Nie leciała mu ślinka, powoli próbował z nią grę wstępną jakby i ona tego chciała, nie znał tylko granicy jej bólu. "Już wolałabym umrzeć". Gdy mężczyzna zaczął powoli zdejmować jej majtki usłyszała trzask. Z pewnością drzwi. Chciała zobaczyć co to, ponieważ dalej czuła ten mocny, zimny dotyk. W głowie słyszała śmiech obcego mężczyzny, jak gdyby był puszczany na taśmie, a ktoś ciągle wciskał "Replay". Poczuła silny ból głowy. Ciemność. Cisza. Straciła przytomność.
czwartek, 2 października 2014
Rozdział III
*Narracja 3-sobowa, perspektywa Amelii.
- Przepraszam, masz może ognia? - Zapytała stojąca na przestanku dziewczyna jakiegoś chłopaka.
- Ile Ty masz lat dziewczyno, że już palisz?
- Wystarczająco. To masz czy bawimy się w "1000 pytań do..."?
- Spokojnie, trzymaj.- Podał jej zapalniczkę, po czym odpaliła ostatniego papierosa z paczki. Chłopak zrobił to samo.
- Ile Ty masz lat chłopaku, że już palisz?
- Chris jestem i na pewno więcej od Ciebie. - Uśmiechnął się do niej. Od razu polubiła ten uśmiech, który odwzajemniła.
- Julia, miło mi. - Zaciągnęła się jej ulubionym L&M linkiem czerwonym i spojrzała na chłopaka.
- To witaj Julio, czy mogę być Twoim Romeem? - Zaśmiali się.
- Czy Ty uważasz, że jestem na tyle głupia by podawać swoje prawdziwe imię pierwszemu lepszemu spotkanemu facetowi na ulicy, Romeo? Potem znajdziesz mnie na facebooku, zaczniesz do mnie wypisywać, pójdziemy do łóżka przy pierwszej lepszej imprezie, a następnie olejesz mnie by zrobić tak z następną. Znam takich typów jak Ty, skarbie i nie są moimi ulubionymi. - Odparowała sarkastycznie dziewczyna, po czym kąciki jej ust skierowała ku górze. Nie zdążył jej nic odpowiedzieć gdy wyrzuciła pół papierosa i pobiegła w stronę nadjeżdżającego autobusu. Zszokowany chłopak pożegnał ją tylko podążając wzrokiem za pojazdem. Całą drogę do domu myślała o wysokim ciemnowłosym i dobrze zbudowanym chłopaku, nie mogąc przypomnieć sobie koloru jego oczu. W głowie krążył jej tylko obraz jego uśmiechu. "Chris..."
- Przestań, jesteśmy w Los Angeles, już nigdy więcej go nie spotkasz. - Powiedziała pod nosem sama do siebie, nie zwracając uwagi że jednak słyszą to wszyscy w promieniu metra, a starsza pani która usiała obok niej spojrzała się na nią jak na wariatkę. - Tak, gadam sama do siebie, jeśli coś pani nie pasuję, to nikt nie broni nikomu wstać i siąść dalej. - Kobieta speszyła się i odwróciła wzrok.
Jej dom stał 300 metrów od przestanku, zaraz za małym parkiem, gdzie zawsze wychodzi zapalić. Bliźniak w którym mieszkała wraz z rodzicami i młodszym bratem. Jest jeszcze jej 5-cio letni Husky, który jak dotąd jest jej jedynym przyjacielem. Wie o niej wszystko, a ona ma pewność, że nikomu nie wygada żadnej tajemnicy. Czekał na nią tuż przy furtce. Radośnie szczekał i machał ogonem.
- Hej Sam, mordko moja! - Krzyknęła do psa dziewczyna po czym weszła szybko za bramkę by pies nie uciekł. Zauważyła, że z naprzeciwka jechał jej 11-sto letni brat na deskorolce. Denerwował ją sama obecnością, niestety rodziny się nie wybiera.
- Amelio, tłusta świnio, masz przesrane w domu! - Zaczął się śmiać Gabriel po czym powoli odjeżdżał dalej.
- Zamknij się szczylu, nie wyjeb się. - Odkrzyknęła bratu nie zważając na słowa. Wiedziała co się znowu będzie dziać w domu. Pewnie zostawiła gdzieś fajki albo puszkę po piwie w pokoju. Mimo, że ma już 18 lat, jej rodzice chcą trzymać ją pod kluczem. Czekała tylko aż zarobi trochę pieniędzy i wyniesie się z tej klatki rodzicielskiej. Miała dość wszystkiego i wszystkich. Ledwie przekroczyła próg drzwi wejściowych, a z kuchni wyskoczyła jej matka z mową moralizującą, wysłuchała ją w milczeniu po czym bez odpowiedzi ruszyła schodami na górę i zamknęła się w pokoju. Plan na dzisiejsze popołudnie? Po raz setny obejrzeć 1 generację Skins'ów. Przebrała spodenki na dres, obcisłą czarną koszulkę na zwykłą męską, wzięła laptopa na kolana, chwyciła zamkniętą puszkę piwa i zaczęła swój seans. "Ciekawe jakby to było mieć przyjaciół, którzy są dla Ciebie ostoją, kochającego chłopaka, dla którego jesteś najważniejszą i najpiękniejszą dziewczyną na ziemi..." Rozmyślała tak, jak każdego dnia tego lata. Nie była najbrzydsza. Ciemne włosy, duże, jasne oczy. Uśmiech który przyciąga z daleka. Może miała trochę schrypnięty głos, ale pasował do jej charakteru. Mała, zgrabna, dbała o siebie. Pod lewą piersią tatuaż przedstawiający pióro. Mówiła, że to jedyna delikatność jaką można u niej znaleźć. Tak naprawdę ukrywała w sobie wiele, jednak nikt nie poznał jej na tyle, by móc powiedzieć, że wie kim jest ta dziewczyna. Ona sama nie dawała się poznać. Ale jemu... Ale Chrisowi czuła, że może dać się poznać. Żałowała, że ich rozmowa była tak krótka, miała tylko nadzieje, że to nie pierwszy i ostatni raz go spotyka. Nadzieja matką głupich.
Następny dzień. Dokładnie w tym samym miejscu o tej samej porze co wczoraj.
- Witaj Julio. Masz może ognia? - Poznała od razu ten głos. To był ten sam chłopak co wczoraj, ten sam, o którym nie mogła przestać myśleć wczorajszego wieczoru. "Tym razem zapamiętaj kolor oczu, no dajesz Ami!" Powtarzała sobie w myślach.
- Witaj Romeo za dyche. Będziesz tu teraz codziennie stał i na mnie czekał? - Zaśmiała się, po czym poczęstowała chłopaka zapalniczką.
- Czysty zbieg okoliczności. Właśnie wracałem z siłowni, niedawno otworzyli. A mogę wiedzieć co Ty tu robisz? - Na jego twarzy zawitał ten sam uśmiech co wczoraj. Lubiła go coraz bardziej.
- Ja? To co zawsze od dwóch lat. Wracam ze szpitala.
- Co takiego tam robisz? Mogę liczyć na zobaczeniu Ciebie w seksownym stroju pielęgniarki? - Parsknął śmiechem. Na szczęście Amelia miała poczucie humoru i dystans do takich sytuacji.
- Te stroje nie są seksowne i nie. Odwiedzam babcie.
- Ah, to przepraszam, nie wiedziałem...
- Nic się nie stało - przerwała mu dziewczyna. - Ej, masz może papierosa na zbyciu?
- Jasne, częstuj się - Chris wyjął paczkę Marlboro czerwonych i poczęstował dziewczynę. Odpaliła papierosa i zaciągnęła się po czym zakaszlała.
- Nie pal tyle, szkoda będzie mi tak Szekspirowskiej Julii.
- Od kiedy faceci tacy jak Ty znają sztukę?
- Szekspir to dobry gość. Musiał dużo jarać by mieć taką wenę. - Chris i Amelia zaśmiali się. - Może gdzieś na świecie znajdziemy potomków jego dilera... - Oboje patrzyli na drogę czekając na transport, każdy w swoją stronę. Po chwili ciszy Chris zabrał głos. - Ej, czy to nie dziwne że znów na siebie wpadamy? Nigdy nie spotkałem w tym mieście tej samej osoby dwa razy w tym samym miejscu. - Dziewczynę przeszły ciarki po plecach, serce zabiło troszkę mocniej, szumiało jej w głowie. Spojrzała na chłopaka bez słowa, przyglądając się jego przenikliwym ciemnym oczom. W tym momencie podjechał jej autobus, wyrzuciła szybko papierosa i jedyne co zdążyła mu powiedzieć to swoje imię.
-Jestem Amelia.
Oboje wiedzieli, że to nie będzie ostatnie spotkanie. Oboje nie chcieli by było.
___________________________________________________________________
Hej, tu druga autorka. Mam nadzieje, że wątek Amelii i Chrisa spodobał wam się tak samo, jak poprzednie rozdziały. Jest tu trochę dialogów, nie tak jak u drugiej autorki, ale jak inaczej ukazać poznanie się tej dwójki i pyskatość Amelii?
Subskrybuj:
Posty (Atom)