środa, 26 listopada 2014

Rozdział V

Czytasz = komentujesz



* Narracja trzecioosobowa

To były trzy najdłuższe tygodnie jej życia. Przez cały czas siedziała w pokoju i opłakiwała stratę jej najukochańszych rodziców. Chciała wrócić do normalności, ale nie czuła się na siłach. Wiedziała że jest jeszcze na to psychicznie za słaba. Bart bardzo jej pomagał. Mimo iż nie widzieli się ładnych pare lat, nie odczuwali tego. Byli sobie tak samo bliscy jak kiedyś. Zayn też przeżywał śmierć rodziców ale starał się być silny, nie dla siebie, ale dla Belli.
Ten dzień był inny, dziewczyna obudziła się z ogromną energią i chęcią do wstanie z łóżka. Postanowiła że to właśnie od dzisiaj wróci do "żywych". Nie mogła już dłużej siedzieć w pokoju, użalając się nad sobą. Nie odpowiadało jej to.
I to właśnie dziś, po bardzo długich i burzliwych tygodniach dziewczyna postanowiła wrócić do dawnego życia. Postanowiła, że zmieni swoje czyny i postępowania. Śmierć jej rodziców pokazała jej że nie wiadomo kiedy przyjdzie na nas czas, i że w każdej chwili możemy odejść z tego świata. Trzeba żyć chwilą, kochać mocno i robić wszystko by być kochanym, nie wolno zadawać sobie pytania ''co by było gdyby", nie można myśleć o przeszłości bo co było już nie wróci i co najważniejsze nie da się tego zmienić. Właśnie dzisiaj 20 sierpnia Bella postanowiła, ze zrobi wszystko by jej życie było niezwykłe i szczęśliwe.

Po szybkim prysznicu i ogarnięciu się dziewczyna postanowiła wyjść w końcu z domu. Miała dość już tego łóżka. Zakładając swoje zwykłe białe air maxy ruszyła w stronę parku rozkoszując się ciepłymi promieniami słońca. Uwielbiała sierpień był jej to najukochańszy miesiąc. Myślała o wszystkim. o Zeyn'ie, o nowej szkole, i o nim. Chłopaku który po nocy spędzonej razem gości aż za często w jej głowie. Nagle poczuła mocne uderzenie i nim zdążyła zareagować leżała jak placek na chodniku.
- Nic ci nie jest?- usłyszała delikatny damski głos. Dziewczyna która zadała jej to pytanie leżała w tej samej pozycji co ona.
-Oprócz teho że prawie mnie staranowałaś, czuje się świetnie- zabrzmiała trochę chamsko ale nie miała sił o tym myśleć. Odchodząc usłyszała jeszcze przeprosiny ale już nic na to nie odpowiedziała. Kontynuowała swój spacer rozmyślając nad tym na co ma ochotę. Basen? Nie za nudne. Wesołe miasteczko? Zbyt dziecięce. Impreza? Tak! To właśnie to. O tym marzyła. Miała ochotę się zabawić, i to właśnie był jej plan na wieczór.


-Zayn! Zayn! Zaynny! - głos blondynki roznosi się echem po domu.
- Ile razy ci kurwa mówiłam abyś tak do mnie nie mówiła? To denerwuje- usłyszała lekko zachrypnięty głos swojego brata.
- Chce iść na imprezę. - to z jaką pewnością to powiedziała zaskoczyło chłopaka.
-Jesteś pewna?
- Tak. Szykuj się o 21 idziemy maleńki. - uśmiech nie schodził z jej nieskazitelnej twarzy. Zayn był zadowolony że w końcu go widzi. Tęsknił za swoją wesołą i pogodną siostrą i to bardzo. Wiedział że w końcu ta radosna osóbka do niego wróci.

* Około 21

Blondynka stała przed lustrem podkreślając swoje duże różowe usta czerwona szminką. Chciała wyglądać idealnie. Jej zgrane ciało opinała czarna krótka sukienka, nogi zdobiły czarne pończochy i czerwone szpilki. Kończąc malować usta schowała szminkę do kopertówki tego samego koloru. Była gotowa, i do tego wyglądała zajebiście. Ha sama to sobie powiedziała stojąc przed lustrem. W końcu bądźmy szerzy kto sobie nie mówi czasem miłych rzeczy? Zabierając z łóżka czarną skórzaną kurtkę ruszała na duł gdzie miał czekać Zayn i chłopaki.
- Zapomnij że tak pójdziesz
- Moje życie Zayn i to ja decyduje jak się ubieram nie ty, a teraz rusz ten swój chudy tyłek i idziemy, a jak nie to zostań.- była zła. Jak on mógł jej mówić w co ma się ubrać w końcu to jej życie, a ona jest dorosła.
Droga do clubu nie trwała długo. Po niecałych 15 minutach byli na miejscu. Bella nie chcąc słuchać rozkazów swojego braciszka odeszła od nich i rzuciła się w wir zabawy. Po niecałych trzech godzinach, pięciu drinkach, i czterech kieliszkach czystej czuła że ma dość. Chciała już wracać do domu, ale nigdzie nie mogła znaleźć Zayn'a, co ją strasznie denerwowała. Jak on mógł tak zniknąć, wiedząc że przyszedł tu z nią. Co za dupek! Chwiejnym krokiem ruszyła do wyjścia, mając nadzieje że jej brat gdzieś tam będzie paląc papierosa jak to ma w zwyczaju. Niestety zawiodła się. Nikogo tam nie było ani Zayn'a ani nawet Jay'a. Nie mogła sama wrócić do domu, była zbyt pijana. po dziesięciu minutach stania jak kołek usłyszała krzyk, przerażający krzyk. Bała się, ale wiedziała ze musi to sprawdzić w końcu komuś mogła się dziać krzywda. Poszła w stronę ciemnego zaułka skąd dochodziły odgłosy. Starała się być najciszej jak można, nawet ściągnęła szpilki aby nie było słychać jej kroków. Widok który zobaczyła przed sobą był nie do opisania. była przerażona, zła, smutna.
Znalazła go, znalazła swojego brata. Stał z bronią przyciśniętą do skroni jakiegoś młodego chłopaka a za nim stali jego koledzy. Bum! jeden wystrzał zmienił wszystko. Jej krzyk pewnie słyszała połowa miasta. Łzy spływały po jej policzkach, a Zayn patrzył się na nią z przerażeniem.
- Jak mogłeś? - to ostatnie co pamięta, potem była już tylko ciemność. Zemdlała.




_________________________________________________________________

Rozdział nie był dodawany z powodu braku weny. Próbowałam go pisać z milion razy i jakoś nie wychodziło. Nie jestem z niego zadowolona, ale mam nadzieje ze chociaż troche się podoba. I proszę jeśli to czytasz to skomentuj nawet z anonima to nic wielkiego a strasznie motywuje. Mimo wszystko dziękuje za prawie 3000 wyświetleń <3








poniedziałek, 20 października 2014

Rozdział IV



*Trzy tygodnie później
*Narracja trzecioosobowa

Nadszedł jeden z tych dni, w których Amelii doskwierała niesamowita samotność. Na dodatek ani razu nie spotkała chłopaka poznanego na przestanku. Był on powodem dla którego polubiła komunikacje miejską. Jak jeszcze niedawno modliła się o prawo jazdy, tak teraz potrafi stać pół godziny przed przyjazdem autobusu by tylko spojrzeć w oczy, usłyszeć głos i dostrzec cwany uśmiech na twarzy Chrisa. Była godzina 12 w południe. Wstała z łóżka i ruszyła do łazienki by doprowadzić się do porządku odprawiając rytuał, który przechodzi codziennie rano każda dziewczyna: Umyć się, pomalować, uczesać, ubrać i dopiero wyjść do ludzi by nie straszyć. Po gorącym prysznicu i ogólnej porannej toalecie spięła włosy w luźnego koka, nałożyła troszeczkę pudru, jasnego, nie widocznego nawet z bardzo bliskiej odległości. Narysowała kreski, pomalowała rzęsy, usta (błyszczykiem który tylko podkreślał ich kolor) i wzięła się za włosy. Wyprostowała je, by mieć miej problemów wieczorem. W samotne dni wybierała się do klubu, parę przecznic dalej, Lubiła czasem wypić (nie w samotności) i potańczyć. Wzięła z pralki wcześniej przygotowane ciuchy, czyli długą szarą sukienkę, która w sumie była bluzką, pod spód obcisłe spodenki i szare zakolanówki. Zbiegła na dół, chwyciła suchą bułkę na przegryzkę, torebkę i ruszyła w stronę parku. Wyciągnęła z torebki zaczętą już paczkę papierosów i odpaliła jednego linka. Nigdzie jej się nie spieszyło. Ze szpitala będzie wychodzić dokładnie o 17, by móc przesiedzieć na przestanku swoje pół godziny oczekiwania, które i tak szły na marne.

Szpital mieści się na jednej z głównych ulic. W okolicy jest pełno rozrywek, a wśród nich, dosłownie pośrodku miejsce, w którym codziennie ktoś umiera. Zawsze nurtowało ją to, jak ludzie mogą żyć i bawić się w takich okolicznościach z tą świadomością, że niedaleko są ludzie, którzy nawet nie mogą wstać z łóżka. Jak na przykład jej babcia. Po zawale wpadła w śpiączkę, leży już tak od dwóch lat, mimo że ma dopiero 66 lat. Była bardzo energiczną i żywą osobą, nie tak jak większość ludzi w podobnym wieku. Dziewczynie brakowało jej strasznie. Od niej dostała swojego kochanego haskiego, odkąd trafiła do szpitala Amelia zaczęła pić i palić. Gdyby nie to, że odwiedza ją codziennie po parę godzin, czyta jej książki i stara się do niej mówić, dziewczyna popadłaby w depresje. Była bardzo blisko z babcią, jej dom był tak naprawdę u niej, w swoim nie czuje się najlepiej. Wysiadła z autobusu ze słuchawkami w uszach i ruszyła w stronę centrum handlowego. Spoglądając co chwilę za siebie na przestanek nie zauważyła, że wpadła na jakąś dziewczynę, przez co obie wylądowały na chodniku.
- Nic Ci nie jest? - Zapytała Amelia drobnej blondynki.
- Oprócz tego, że prawie mnie staranowałaś czuje się świetnie. - Odparła jej dziewczyna.
- Przepraszam, zamyśliłam się. - Powiedziała Ami po czym ruszyła dalej.nie zwracając uwagi na, prawdo podobnie, poobijaną dziewczynę. Nie miała nawet ochoty palnąć którąś ze swoich ciętych ripost. Wszystkie najlepsze zachowała dla Chrisa, którego jak nie było, tak nie ma. Zanim dotarła do szpitala skoczyła do kawiarni po coś pobudzającego do picia, a następnie do księgarni po kolejną książkę dla babci. Dziś wybór padł na "Bezsenność" Stephena Kinga. Pomyślała, że głównemu bohaterowi jej babcia z chęcią oddałaby trochę snu. Po codziennej wizycie punkt 17 dziewczyna czekała już na przestanku, paląc fajkę za fajką, krztusząc się dymem nikotynowym coraz bardziej, wraz ze wzrostem nerwów i rezygnacji. I nic, ani śladu obecności chłopaka. Na granicy rozpaczy dotarła do domu.

Po wybiciu godziny 21 i ówczesnym ogarnięciu się Amelia wyszła z domu w kierunku jednego z najlepszych klubów a LA. Czekała ją długa i z pewnością zapomniana noc. Przy bramce stał dobrze jej już znany ochroniarz, Jerry, który machnął do niej ręka i wpuścił bez czekania do środka. W głośnikach grało właśnie Arctic Monkeys - Arabella, szła w rytm muzyki i pomigujących świateł w stronę baru przepychając się przez tłum ludzi. To był jej wieczór. Usiadła na stołku barowym i zamówiła kolejkę. Jeden kieliszek za drugim. Po dwunastym ruszyła na parkiet by móc zmieścić więcej. Poruszała się w rytm muzyki, swoim tempem i stylem. Nikt nie zwracał na nią szczególnej uwagi: "Zwykła najebana laska". Tańczyła sama we własnym świecie. Stan jej upojenia alkoholowego dawał się we znaki, ale nie chciała by ktoś to zauważył. Po dziesięciu minutach odpływania na parkiecie powróciła na swoje stałe miejsce zamawiając kolejne kieliszki. Obraz zamazywał jej się przed oczami, wszystko wirowało i wydawało się jaśniejsze, nabierało kolorów tworząc nowe. Świat wokół niej stawał się piękniejszy, zero myśli, tylko ona, procenty i parkiet z małym dodatkiem nikotyny co jakiś czas. Wszystko zwolniło, stygło, czas stanął w miejscu. Ocierając się o nieznanych ludzi w przypadkowych miejscach i sytuacjach. Obijająca się o ściany w łazience, niepotrafiąca utrzymać równowagi podczas palenia papierosa, a jednak na parkiecie kręciła się jak jak dziewczyny z teledysków. Siedząc przy barze także nie traciła równowagi. W jej gardło leciał kieliszek za kieliszkiem. Jej organizm odmawiał posłuszeństwa. Zapominając co robiła przed chwilą, chwiejąc się i potykając śmiała się z własnej głupoty. Aż w końcu nadeszła godzina 4:00. Balowała już ponad 6 godzin popijając co chwilę wódkę. Jej żołądek nie wytrzymał. Pobiegła szybko do łazienki by zwymiotować jednak nie dawała rady. Kręciło jej się w głowie, wiedziała, że rano nie będzie pamiętać, wiedziała, że w ciągu najbliższych godzin nie trafi do domu bo nie pamięta gdzie mieszka. Gdyby wzięła ze sobą coś cenniejszego niż tylko pieniądze już dawno zgubiłaby, albo ktoś by jej ukradł. W tej kwestii bawiła się ostrożnie. Podczas gdy wszyscy imprezowicze powoli wychodzili lub trzeźwieli, ona utknęła w toalecie. Usiadła na zimnych kafelkach nie mając siły podnieść się na nogi. Powoli odpływała, przed oczami miała zamglony obraz. "Może umrę? Przynajmniej miło spędziłam ostatnie chwile życia" - Rozmyślała, próbując przypomnieć sobie co się działo przez cały wieczór. Nie wymiotowała, plus, nie całowała się z nikim, to podchodzi pod dwa plusy. Czy coś jeszcze ominęła jej pamięć tego wieczoru?

Około godziny 5 spała w damskiej toalecie. Obudziły ją zimne dłonie na jej ramionach. Dziwny głos którego nie rozumiała. Dalej była pijana. Dłonie zaczęły wędrować po jej całym ciele, od policzków, przez tułów aż po stopy. "Ktoś sprawdzał czy żyje, albo czy jestem świadoma"- Zaczęła trzeźwo myśleć, mimo że w jej żyłach pulsowały promile. Nie byłaby wstanie wymówić tego na głos, ani otworzyć oczu. Dotyk sprawdzający jej świadomość robił się co raz bardziej agresywny, można by było powiedzieć, że namiętny, gdyby tej osobie zależało na dziewczynie. Szarpanie za piersi, powolne podciąganie sukienki, czuła wszystko, każde dotknięcie. Spróbowała otworzyć oczy. Mężczyzna. Czuła po wielkości dłoni. Niestety alkohol nie pozwalał jej na zbyt wiele. Zaśmiał się. Mogła poznać, że był młody, góra 25 lat. "To świetnie, jeszcze gwałtu mi brakowało". Chciała krzyczeć, chciała się wyrwać z objęć i uciec. Nie miała siły. Mężczyzna złapał jedną ręką jej pośladek, drugą za plecy i zaczął całować jej dekolt, szyję i policzki. Ugniatał pośladki i piersi. "To nie może tak być, nie tu, nie teraz..." Chciała piszczeć z bólu. Bolał ją silny męski dotyk jak i to, że zaraz jej kobieca godność zostanie naruszona. Mężczyzna jak na gwałciciela był delikatny, nie chciał zostawić śladów. Na pewno nie był pijany, ani naćpany. Chciał ją mieć dla siebie. Może zabierze ją później do swojego domu by była tylko jego? Nie leciała mu ślinka, powoli próbował z nią grę wstępną jakby i ona tego chciała, nie znał tylko granicy jej bólu. "Już wolałabym umrzeć". Gdy mężczyzna zaczął powoli zdejmować jej majtki usłyszała trzask. Z pewnością drzwi. Chciała zobaczyć co to, ponieważ dalej czuła ten mocny, zimny dotyk. W głowie słyszała śmiech obcego mężczyzny, jak gdyby był puszczany na taśmie, a ktoś ciągle wciskał "Replay". Poczuła silny ból głowy. Ciemność. Cisza. Straciła przytomność.